Dzisiaj przychodzę do Was z moim odkryciem ubiegłego miesiąca! Jest to produkt, który zrobił na mnie i na mojej skórze ogromne wrażenie 🙂 Zauważyłam, że maseczki w płachcie dopiero w tym roku odniosły większy rozgłos i popularność. Wcześniej testowałam dotleniającą maseczkę od L’biotica, która zrobiła na mnie duże wrażenie – jednak ta maseczka to prawdziwy hit!
The Creme Shop jest to amerykańska marka, która produkuje swoje kosmetyki w Korei. Jest to zatem pierwszy koreański wyrób, na który się skusiłam przesiadując w dziale kosmetycznym w Tk-maxx. Jak zwykle mój M. zdąży oblecieć cały sklep, a ja dalej stoję w jednym przedziale i wcale nie mam ochoty iść gdzieś indziej 🙂 Też tak macie?
Maseczkę można kupić bezpośrednio na stronie za 4$ lub próbować je dorwać w Tk-maxx za niecałe 25 zł. W opakowaniu znajdują się 3 maski, jednorazowego użytku. Przyznam szczerze, że jedna maseczka wystarczyła mi aż na dwa razy, ponieważ tego żelu w opakowaniu jest tak dużo, że jak złożycie maseczkę ponownie – to ona wsiąknie wszystko i jeszcze można mocno zwilżoną płachtę nałożyć po raz drugi. Producent zaleca przed użyciem włożyć maseczkę do lodówki – tak też poczyniłam i jeszcze bardziej się zakochałam w tym cudzie 😀 Uwielbiam efekt chłodzenia w upalne dni – w tym ta maseczka sprawdza się w 100%!
Występuje kilka rodzajów maseczek, każda ma inne zwierzątko:) Ja zdecydowałam się na szopa czyli wersję kokosową dla przemęczonej skóry. Świetnie się sprawdzi także po zarwanych nocach – co również przetestowałam 🙂 Maseczka jest bardzo mocno zwilżona, przy wyciąganiu należy uważać, bo po prostu z niej kapie. Nasza skóra wchłania maseczkę natychmiastowo! Należy są trzymać na buzi przez 10-15 min – ja trzymałam ok 20 min do momentu, aż materiał będzie suchy.
Jakie efekty?
Po 20 minutach z suchej, szarej, zmęczonej skóry mamy pięknie nawilżoną, odświeżoną, błyszczącą cerę! Dla mnie działa cuda 😀 Jest to pierwszy produkt jaki znam, który w 20 minut tak bardzo poprawia kondycję skóry. Wcześniej nie rozumiałam zachwytu koreańskimi kosmetykami – teraz pomału zaczynam rozumieć, że coś w tym musi być i na pewno nie zaprzestanę testów.
W zasadzie po takiej bombie, skóra nie potrzebuje mocnej „tapety”. Mi wystarczył krem BB, puder i odrobina bronzera.
A jakie są Wasze ulubione koreańskie kosmetyki? 🙂
PS. Przypominam o moim kosmetycznym rozdaniu na Instagramie – macie czas do północy :*